Gabinet Conte to chimeryczny organizm. W jej obrębie populistyczni i ekstremistyczni politycy mieszkają razem z najlepszymi włoskimi elitami technokratycznymi. Podczas gdy zarówno Matteo Salvini z Ligi, jak i Luigi Di Maio z Five Star zostali przydzieleni na stanowiska ministerialne w celu zajmowania się politycznymi końmi hobby, kluczowe dźwignie władzy są w rękach technokratycznych: Minister Spraw Zagranicznych jest byłym urzędnikiem UE; Skarbem zarządza dziekan uniwersytecki; Conte sam - profesor prawa cywilnego, którego twarz i głos nigdy wcześniej nie słyszeli i nie widzieli Włosi, jeszcze kilka tygodni temu - jest technokratą na wskroś.
Wszystko wydaje się dziwne: instynktownie myślimy o populizmie i technokracji jako walczących partiach. Technokraci zajmują się liczbami, wykresami i rzekomo wspieranymi naukowo rozwiązaniami; partie populistyczne zajmują się emocjami, gardzą niewybranymi biurokratami i bronią prawdziwej woli prawdziwych ludzi. Ci faceci powinni mieć się za gardło. A jednak rządzą razem. Dlaczego?
Lorenzo Castellani, historyk polityczny na uniwersytecie LUISS w Rzymie, ostatnio badał ten temat w Esej które zrobiły rundy zarówno we Włoszech, jak i we Francji, zatytułowane Era techno-populizmu. Jego teoria jest taka, że dalekie od bycia wrogami, technokracja i populizm stają się coraz bardziej sojusznikami w wojnie przeciwko wspólnemu wrogowi: demokracji przedstawicielskiej i tradycyjnym politykom.
W przypadku Włoch jest to tak oczywiste, że jest niemal dydaktyczne. Ruch pięciogwiazdkowy rozpoczął się w 2009 od twierdzenia, że tradycyjna polityka nie nadaje się już do celu i że proces parlamentarny powinien ustąpić miejsca demokracji bezpośredniej (gabinet Conte ma Departament Parlamentu i demokracji bezpośredniej). Byli dumni z prowadzenia internetowych gier podstawowych, które pozwalały każdemu ubiegać się o urząd pod sztandarem Pięciu Gwiazd - zgodnie z zasadą, że zwykli obywatele, a nie zawodowi politycy powinni być u władzy. Ale kiedy faktycznie wygrali wybory, grupa pięciu gwiazdek zdała sobie sprawę, że nie ma wystarczającego doświadczenia, aby faktycznie prowadzić kraj. Wezwali więc profesorów.
„Świat jest zbyt skomplikowany, by wyrzec się technokratów” - wyjaśnia Castellani. Mówi, że te same powody, które katapultują populistów do władzy - powszechne niezadowolenie z globalizacji, kryzysu gospodarczego, zakłóceń technologicznych - oznaczają również, że prowadzenie kraju nigdy nie było trudniejsze dla niedoświadczonych początkujących. „Zmaganie się z takimi kwestiami jak zmiany klimatu, środowisko naturalne, Unia Europejska staje się zbyt skomplikowane, nawet dla doświadczonych, ale niewyspecjalizowanych polityków”, mówi Castellani. Ludzie w tym i innych krajach mogliby mieć dość ekspertów, ale wciąż ich potrzebują - czy to, by uspokoić rynki obligacji, czy nawet wdrożyć populistyczny program bez rażenia go.
To prawda, że Ruch Pięciu Gwiazd to nie tylko jakaś populistyczna partia. To nie jest League, ani UKIP, ani francuski Rassemblement narodowy (dawny Front Narodowy).
Jego ambitna - choć na wpół wypalona - wizja futurystycznego społeczeństwa opartego na Internecie zawsze zakładała zastrzyk ogromnych dawek technokracji. Jego sztandarowa propozycja „dochodu obywatelskiego” - szeroko zakrojona reforma zasiłku dla bezrobotnych, często mylnie reklamowana jako program powszechnego dochodu podstawowego - będzie wymagała dużej wiedzy technicznej, aby móc ją wykorzystać. (Nie wspominając o wszystkich jajowcach, których potrzebujesz, aby przekształcić kolosalnie biurokratyczne Włochy w bezpośrednią demokrację).
Podczas gdy Włochy są pierwszym zachodnioeuropejskim przykładem czystego techno-populizmu, Castellani uważa, że podobna dynamika zaczęła się już przejawiać gdzie indziej. Podaje przykład francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, którego marka personalistycznej, nieuporządkowanej polityki idzie w parze z gabinetem wypełnionym apolitycznymi winkami. I można argumentować, że sposób, w jaki populistyczny projekt Brexit upadł na kolana Theresy May - prawdopodobnie najbardziej technokratycznej z konserwatywnej listy - był bardzo brytyjskim przypadkiem techno-populizmu.
Przeczytaj całą historię tutaj…