Kiedy decydowałem się na karierę naukową, jedną z rzeczy, które przemawiały do mnie w nauce, była skromność jej praktyków. Typowy naukowiec wydawał się być osobą, która znała jeden mały zakątek świata przyrody i znała go bardzo dobrze, lepiej niż większość innych żyjących istot ludzkich i nawet lepiej niż większość, która kiedykolwiek żyła. Ale poza swoimi ograniczonymi obszarami wiedzy naukowcy wahaliby się przed wyrażeniem autorytatywnej opinii. Ta postawa była atrakcyjna właśnie dlatego, że kontrastowała z arogancją filozofów tradycji pozytywistycznej, którzy przypisywali nauce i jej praktykom szeroki autorytet, z którym wielu praktykujących naukowców czuło się niekomfortowo.
Pokusa, by przesadzić, wydaje się jednak coraz bardziej oddawać dziś dyskusjom o nauce. Zarówno w pracach zawodowych filozofów, jak iw popularnych pismach przyrodników często twierdzi się, że nauki przyrodnicze stanowią lub wkrótce będą stanowić całą dziedzinę prawdy. I ta postawa staje się coraz bardziej powszechna wśród samych naukowców. Zbyt wielu moich współczesnych w nauce zaakceptowało bez wątpienia szum, który sugeruje, że wyższy stopień naukowy w jakiejś dziedzinie nauk przyrodniczych daje zdolność mądrego pontyfikowania wszystkich tematów.
Oczywiście, od samego początku nowoczesnego przedsięwzięcia naukowego, byli naukowcy i filozofowie, którzy byli pod takim wrażeniem zdolności nauk przyrodniczych do rozwijania wiedzy, że twierdzili, że nauki te są jedynym słusznym sposobem poszukiwania wiedzy w Jakiekolwiek pole. Bezpośredniego wyrażenia tego punktu widzenia dokonał chemik Peter Atkins, który w swoim eseju z 1995 roku:Nauka jako prawda” potwierdza „powszechną kompetencję” nauki. Ta pozycja została nazwana scjentyzm – termin, który pierwotnie miał być pejoratywny, ale został uznany za odznakę honoru przez niektórych z jego najgłośniejszych zwolenników. W swojej książce z 2007 roku Wszystko musi odejść: metafizyka naturalizowanana przykład filozofowie James Ladyman, Don Ross i David Spurrett posuwają się tak daleko, że zatytułują rozdział „W obronie naukowości”.
Współczesna nauka jest często opisywana jako wywodząca się z filozofii; wielu wczesnych nowożytnych naukowców zajmowało się tym, co nazywali „filozofią przyrody”. Później filozofia zaczęła być postrzegana jako działalność odrębna, ale integralna z naukami przyrodniczymi, przy czym każda z nich dotyczyła odrębnych, ale uzupełniających się kwestii — wspierania, korygowania i dostarczania sobie nawzajem wiedzy. Ale w ostatnich czasach status filozofii znacznie spadł. Centralnym elementem scjentyzmu jest zagarnięcie prawie całego terytorium tego, co kiedyś uważano za pytania, które właściwie należą do filozofii. Scjentyzm uważa, że nauka jest nie tylko lepsza niż filozofia w odpowiadaniu na takie pytania, ale tylko sposoby odpowiedzi na nie. Dla większości tych, którzy parają się scjentyzmem, ta zmiana jest niezauważona i może nawet nie zostać rozpoznana. Ale dla innych jest to jasne. Atkins, na przykład, zjadliwie odrzuca całą dziedzinę: „Uważam, że można obronić twierdzenie, że żaden filozof nie pomógł wyjaśnić natury; filozofia jest jedynie udoskonaleniem przeszkody”.
Czy można obronić scjentyzm? Czy to prawda, że nauki przyrodnicze dostarczają zadowalającego i dość kompletnego opisu wszystkiego, co widzimy, doświadczamy i staramy się zrozumieć — każdego zjawiska we wszechświecie? I czy prawdą jest, że nauka jest bardziej zdolna, a nawet wyjątkowo zdolna do odpowiadania na pytania, które kiedyś stawiała sobie filozofia? Ten temat jest zbyt obszerny, by zająć się wszystkimi na raz. Ale patrząc krótko na współczesne rozumienie nauki i filozofii, na których opiera się scjentyzm, i analizując kilka studiów przypadku próby całkowitego zastąpienia filozofii nauką, możemy zrozumieć, w jaki sposób zasięg scjentyzmu przekracza jego zasięg.
Jeśli filozofię uważa się za uprawnioną i niezbędną dyscyplinę, można by pomyśleć, że pewien stopień wykształcenia filozoficznego byłby bardzo przydatny dla naukowca. Naukowcy powinni być w stanie rozpoznać, jak często w ich pracy pojawiają się kwestie filozoficzne — to znaczy kwestie, których nie da się rozwiązać za pomocą argumentów, które odwołują się wyłącznie do wnioskowania i obserwacji empirycznych. W większości przypadków problemy te pojawiają się, ponieważ praktykujący naukowcy, jak wszyscy ludzie, mają skłonność do błędów filozoficznych. Biorąc oczywisty przykład, naukowcy mogą być podatni na błędy elementarnej logiki, które często mogą pozostać niewykryte w procesie recenzowania i mieć duży wpływ na literaturę — na przykład mylenie korelacji i przyczynowości lub mylenie implikacji z dwuwarunkowym . Filozofia może dostarczyć sposobu na zrozumienie i poprawienie takich błędów. Odnosi się do w dużej mierze odrębnego zestawu pytań, na które same nauki przyrodnicze nie mogą odpowiedzieć, ale na które należy odpowiedzieć, aby można było właściwie prowadzić nauki przyrodnicze.
Te pytania dotyczą tego, jak definiujemy i rozumiemy samą naukę. Jedna grupa teorii nauki — zbiór, który najlepiej wspiera wyraźne rozróżnienie między nauką i filozofią oraz niezbędną rolę każdej z nich — można ogólnie sklasyfikować jako „esencjalistyczną”. Teorie te próbują zidentyfikować podstawowe cechy, które odróżniają naukę od innych ludzkich działań lub odróżniają prawdziwą naukę od nienaukowych i pseudonaukowych form dociekania. Jednym z najbardziej wpływowych i przekonujących z nich jest kryterium falsyfikowalności Karla Poppera przedstawione w: Logika odkryć naukowych (1959).
Falsyfikowalna teoria to taka, która dokonuje szczegółowej prognozy dotyczącej tego, jakie wyniki mają wystąpić w określonych warunkach eksperymentalnych, tak aby teoria mogła zostać sfalsyfikowana przez wykonanie eksperymentu i porównanie przewidywanych wyników z rzeczywistymi wynikami. Teoria lub wyjaśnienie, których nie można sfalsyfikować, wykracza poza dziedzinę nauki. Na przykład psychoanaliza freudowska, która nie dokonuje konkretnych przewidywań eksperymentalnych, jest w stanie zrewidować swoją teorię, aby dopasować ją do jakichkolwiek obserwacji, aby uniknąć całkowitego odrzucenia teorii. W tym ujęciu freudyzm jest pseudonauką, teorią, która rzekomo jest naukowa, ale w rzeczywistości jest odporna na falsyfikację. W przeciwieństwie do tego, na przykład, teoria względności Einsteina zawierała nowe i konkretne przewidywania (takie jak zakrzywienie światła gwiazd wokół Słońca), które zapewniały możliwość obalenia teorii poprzez bezpośrednią obserwację eksperymentalną. Zwolennicy definicji Poppera zdają się umieszczać na tym samym poziomie co pseudonaukę lub nienaukę każde stwierdzenie — metafizyki, etyki, teologii, krytyki literackiej, a nawet życia codziennego — które nie spełnia kryterium falsyfikowalności.
Kryterium falsyfikowalności jest atrakcyjne, ponieważ podkreśla podobieństwa między nauką a metodami prób i błędów, których używamy w codziennym rozwiązywaniu problemów. Jeśli zgubiłem klucze, natychmiast zaczynam konstruować scenariusze — hipotezy, jeśli wolisz — które mogą wyjaśniać ich miejsce pobytu: czy zostawiłem je w stacyjce, czy w zamku drzwi wejściowych? Czy były w kieszeni dżinsów, które włożyłem do kosza na pranie? Czy upuściłem je podczas koszenia trawnika? Następnie przystępuję do systematycznej oceny tych scenariuszy, testując przewidywania, które według mnie będą prawdziwe — innymi słowy, używając metody Poppera. Codzienny, zdroworozsądkowy charakter kryterium falsyfikowalności ma tę zaletę, że zarówno ukazuje, jak nauka opiera się na podstawowych ideach racjonalności i obserwacji, a tym samym odrywa od nauki aurę świętej tajemnicy, którą niektórzy chcieliby ją otoczyć.
Dodatkowym atutem kryterium falsyfikowalności jest to, że umożliwia ono wyraźne rozróżnienie między nauką właściwie mówiącą a opiniami naukowców na tematy nienaukowe. W ostatnich latach obserwujemy rosnącą tendencję do traktowania jako „naukowe” wszystkiego, co mówią lub wierzą naukowcy. The debaty na temat badań nad komórkami macierzystymina przykład, zarówno w środowisku naukowym, jak i w środkach masowego przekazu często opisywano jako starcia między nauką a religią. Prawdą jest, że wielu, ale nie wszyscy, najgłośniejszych obrońców badań nad embrionalnymi komórkami macierzystymi było naukowcami i że wielu, ale nie wszyscy, najgłośniejszych przeciwników było religijnych. Ale w rzeczywistości niewiele było dyskusji na temat nauki: główny spór dotyczył dwóch przeciwstawnych poglądów na konkretny dylemat etyczny, z których żaden nie był z natury bardziej naukowy niż drugi. Jeśli ograniczymy naszą definicję tego, co naukowe do tego, co falsyfikowalne, z pewnością nie dojdziemy do wniosku, że określony pogląd etyczny jest dyktowany przez naukę tylko dlatego, że jest to pogląd znacznej liczby naukowców. Ta sama logika odnosi się do osądów naukowców w kwestiach politycznych, estetycznych i innych nienaukowych. Jeśli sondaż wykaże, że znaczna większość naukowców preferuje na przykład neutralne kolory w łazienkach, nie oznacza to, że ta preferencja jest „naukowa”.
Kryterium falsyfikowalności Poppera i podobne esencjalistyczne definicje nauki uwydatniają odrębne, ale istotne role zarówno nauki, jak i filozofii. Definicje ukazują niezbędną rolę filozofii w podszywaniu i uzasadnianiu nauki — chroniąc ją przed jej potencjałem nadmiaru i samorozwoju, między innymi poprzez proponowanie wyraźnych rozróżnień między uprawnionymi teoriami naukowymi a teoriami pseudonaukowymi, które podszywają się pod naukę.
Jak powiedział kiedyś ktoś (który od czasu do czasu miał dobre rzeczy do powiedzenia): „mój naukowiec powinien mi powiedzieć, czy coś mnie zabije, a filozof powinien powiedzieć, czy powinienem zginąć, czy nie”.
Innymi słowy, nauka nie może określać jakości (słusznych lub niesłusznych, dobrych lub złych itd.), a jedynie ilości. W związku z tym nauka nie może nawet stwierdzić, czy uprawianie nauki jest ważne. Taki fatalny błąd w tak kluczowym momencie w procesie myślowym – czyli tuż u podstaw! – nie stawia scjentyzmu w mocnym miejscu.
[…] Głupota scjentyzmu jako teorii pseudonaukowych maskujących się jako nauka […]
W „O tajemnicy ontologicznej” [Gabriel] Marcel scharakteryzował tajemnicę jako „problem, który wkracza we własne dane”. Najłatwiej zrozumieć tę kwestię, mówiąc, że w przypadku tajemnicy pytający jest bezpośrednio zaangażowany w pytanie i dlatego nie jest w stanie oddzielić się od niego w celu zbadania go w sposób obiektywny (i tym samym szukać „obiektywnego” rozwiązania które byłyby dostępne dla wszystkich). [Powinno to być zawarte w zasadzie nieoznaczoności.] królestwo tajemnicy, nie jest możliwe zastąpienie jednej osoby drugą bez zmiany samego pytania. Są... Czytaj więcej "