Ponieważ populiści mogą zapewnić tylko ograniczone rozwiązania problemów, przeciwko którym protestują, zbyt łatwo jest zwrócić się do technokratów po odpowiedzi. ⁃ Edytor TN
Christopher Bickerton i Carlo Invernizzi Accetti opisują, definiują i diagnozują to, co uważają za nową logikę demokratycznej polityki. „Technopopulizm” to połączenie populistycznych i technokratycznych sposobów rządzenia.
W tym innowacyjnym wkładzie w nasze zrozumienie zmieniającej się natury współczesnej demokracji autorzy Christopher Bickerton i Carlo Invernizzi Accetti sugerują, że demokratyczna polityka „coraz bardziej polega na rywalizujących roszczeniach do reprezentowania „ludu” jako całości i posiadania niezbędnych „kompetencji” do tłumaczenia swoją wolę w polityce”. Polityka technopopulistów wiąże się zatem z apelami Poza partie polityczne, z naciskiem na przywódców, którzy potrafią przebić się przez bałagan demokratycznej polityki i załatwić sprawy.
Głównym przedmiotem zainteresowania autorów nie są populiści, którzy nawiedzają progresywną wyobraźnię, jak Donald Trump, Marine Le Pen, Matteo Salvini czy Victor Orbàn. Odświeżająco, Trump ledwo się pojawia, biorąc pod uwagę skupienie na Europie Zachodniej. Zamiast tego głównymi przykładami są Tony Blair i Emmanuel Macron.
Blair i Macron są symbolami tendencji datowanej od późnych lat dziewięćdziesiątych. Obie postacie szukały większości elektoratu na podstawie odrzucenia „starej” polityki i twierdzenia, że są „w przeciwieństwie do innych facetów”. Stara polityka była czymś do przezwyciężenia i zastąpienia, z logiką, która sugerowała, że Blair, Macron i inni przywódcy w tej nowej formie mogli zrealizować wolę ludu i skutecznie i wydajnie przełożyć ją na politykę.
Powód powstania tej nowej logiki będzie znany z polityki minionej dekady: drążenie demokracji przez partie zawodowe, a nie masowe. Argument polega na tym, że te centrowe partie tworzyły kartele i rywalizowały na coraz węższym obszarze politycznym, opartym na kompetencjach do rządzenia, a nie na jakimkolwiek ideologicznie inspirowanym programie, mającym na celu zapewnienie dobrego życia swoim zwolennikom i innym członkom państwa. Pozostawiło to pustkę, którą pozostawiły ruchy populistyczne i partie, takie jak Moviemento Cinque Stelle, Front Narodowy, Partia Niepodległości Wielkiej Brytanii i Możemy eksploatowane i zasypywane w latach 2010-tych.
Bickerton i Invernizzi Accetti nie uważają tej nowej logiki politycznej za dobroczynną. To nie jest analiza, która postrzega populizm jako antidotum na technokratyczne zawładnięcie demokracją. W rzeczywistości twierdzą, że technopopulizm obniża jakość współczesnej demokracji poprzez zawężenie horyzontu możliwości. Wskazują, że technopopuliści nigdy nie twierdzą – mimo tytułu książki Macrona – że są rewolucjonistami. Zamiast tego zamierzają zrobić to, co już istnieje lepiej: wzmocnić granice; lepiej kształcić; efektywniej zarządzać miastami; uczynić Amerykę znowu wielką.
Dostrzegając niedostatki technopopulizmu, autorzy proponują niemodne rozwiązanie: partie polityczne, a zwłaszcza ich „średnie kierownictwo”, ideowe mocarstwa partii oraz jej operacyjne i organizacyjne serce. Gdyby to prole byli wielką nadzieją George'a Orwella? 1984, to menedżerowie średniego szczebla odgrywają tę rolę dla Bickertona i Invernizzi Accetti.
Powodem tego jest to, że ich zdaniem osoby te mają postawy i opinie, które są zwykle głębsze i bardziej skrajne niż przywódcy i elektorat. W rezultacie, uwolnieni od niedemokratycznych wewnętrznych struktur istniejących partii, menedżerowie średniego szczebla pomogliby odróżnić partie od siebie i uchronić nas od plagi polityki walencyjnej i jej zawężających się horyzontów wyobraźni politycznej.
Natychmiast pojawia się sprzeciw wobec tego pomysłu: Jeremy Corbyn. Doświadczenia brytyjskiej Partii Pracy pod jego kierownictwem sugerują, że zróżnicowanie partii może nastąpić kosztem możliwości wyboru. Drugim zarzutem jest to, że pomysł stawienia się na przysłowiowe zebranie oddziału w deszczowy wtorkowy wieczór w nadziei na kworum raczej nie pobudzi wielu ludzi do polityki. Pomimo ogólnego poglądu autorów, że problemem są zarówno partie, jak i inne instytucje pośredniczące i rozwiązanie, o ile sami dadzą się zdemokratyzować, jest rozwiązaniem wartym rozważenia (i któremu technopopuliści prawdopodobnie będą się sprzeciwiać).
Bickerton i Invernizzi Accetti wnieśli nowy i znaczący wkład w ożywioną debatę na temat zalet i wad populizmu. Słusznie zauważają, że technokracja nie zyskała tyle uwagi – lub hańby – co populizm. Przydałoby się jednak trochę rozpatrzenia związku między technopopulizmem a nacjonalizmem. Z wyjątkiem niektórych śródziemnomorskich ruchów populistycznych z początku 2010 roku, rzadko spotyka się ruch populistyczny, który nie ma związku z nacjonalizmem. Nawet technopopulistyczni wzorce, Blair i Macron, odwoływali się do narodowych ram („New Labour, New Britain” i republikanizm Macrona). Ta relacja ma znaczenie, ponieważ nowi technopopuliści, tacy jak Boris Johnson, byli w stanie skutecznie wykorzystać powiązania między nacjonalizmem a technopopulizmem dla własnych (własnych) korzyści politycznych.
Twierdzenie autorów, że populizm i technokracja nie są ani politycznymi przeciwieństwami, ani lekarstwami na siebie, jest nowatorskie i przekonujące. Wprowadzając pojęcie technopopulizmu, książka ta pomaga nam lepiej zrozumieć związek między populizmem i technokracją oraz ich pożądanie dla demokracji, jednocześnie oferując sugestie, jak przenieść wyobraźnię polityczną poza ograniczenia ideowe obu.
To jest recenzja Christophera Bickertona i Carlo Invernizzi Accetti, Technopopulizm. Nowa logika polityki demokratycznej (Oxford University Press, 2021). ISBN9780198807766.