Demokracja jest zmęczona, mściwa, zwodnicza, paranoiczna, niezdarna i często nieskuteczna. Przez większość czasu żyje na chwałach z przeszłości. Ten żałosny stan rzeczy odzwierciedla to, czym się staliśmy. Ale obecna demokracja nie jest tym, kim jesteśmy. To tylko system rządów, który zbudowaliśmy i który możemy zastąpić. Dlaczego więc nie zastąpimy tego czymś lepszym?
Ta linia argumentów nasiliła się w ostatnich latach, ponieważ polityka demokratyczna stała się bardziej nieprzewidywalna i dla wielu głęboko niepokojąca w wynikach. Najpierw Brexit, potem Donald Trump, plus wzrost populizm i rozprzestrzenianie się podziału rozpoczęło wstępne poszukiwania prawdopodobnych alternatyw. Ale konkurencyjne systemy, które widzimy wokół nas, mają bardzo ograniczony urok. Niepochlebne formy autorytaryzmu z 21 wieku mogą w najlepszym wypadku stanowić jedynie częściową, pragmatyczną alternatywę dla demokracji. Światowi siłacze nadal pandują opinii publicznej, aw przypadku konkurencyjnych reżimów autorytarnych, takich jak te w Węgry i Turcja, trwają przy rygorach wyborów. Od Trumpa do Recepa Tayyip Erdoğan nie jest wielkim skokiem w lepszą przyszłość.
Istnieje znacznie bardziej dogmatyczna alternatywa, która ma swoje korzenie w 19 wieku. Może porzucisz szaradę głosowania? Przestań udawać, że szanujesz poglądy zwykłych ludzi - nie warto, bo ludzie ciągle się mylą. Zamiast tego szanuj ekspertów! To naprawdę radykalna opcja. Więc powinniśmy spróbować?
Nazwą tego poglądu na politykę jest epistokracja: rządy znawców. Jest bezpośrednio przeciwny demokracji, ponieważ twierdzi, że prawo do udziału w podejmowaniu decyzji politycznych zależy od tego, czy wiesz, co robisz. Podstawową przesłanką demokracji zawsze było to, że nie ma znaczenia, ile wiesz: masz głos, ponieważ musisz żyć z konsekwencjami tego, co robisz. W starożytnych Atenach zasada ta znalazła odzwierciedlenie w praktyce wybierania urzędników przez losowanie. Każdy mógł to zrobić, ponieważ każdy - cóż, każdy, kto nie był kobietą, cudzoziemcem, nędzarzem, niewolnikiem lub dzieckiem - liczył się jako członek państwa. Z wyjątkiem usług jury w niektórych krajach, nie wybieramy już losowych osób do ważnych ról. Ale podtrzymujemy tę ideę, pozwalając obywatelom głosować bez sprawdzania, czy nadają się do tego zadania.
Krytycy demokracji - poczynając od Platona - zawsze twierdzili, że oznacza to rządzenie przez ignorantów lub, co gorsza, rządzenie przez szarlatanów, na które zakochani są ignoranci. Mieszkając w Cambridge, namiętnie proeuropejskim mieście i domu elitarnego uniwersytetu, usłyszałem echo tego argumentu po głosowaniu w sprawie Brexitu. To było zwykle wypowiadane sotto voce - musisz być odważną osobą, aby wyjść jako epistokrata w demokratycznym społeczeństwie - ale było to bez wątpienia. Za ich rękami bardzo inteligentni ludzie mruczeli do siebie, że to właśnie dostajesz, gdy zadajesz pytanie, którego zwykli ludzie nie rozumieją. Dominic Cummings, autor hasła „Przejęcie kontroli”, które pomogło wygrać referendum, stwierdził, że jego krytycy nie byli tak nieśmiali w pisaniu tego wprost. Brexit stało się, powiedzieli mu, bo niegodziwi ludzie okłamali głupców. Tyle o demokracji.
Twierdzenie, że demokratami chcą rządzić głupi i ignoranci, jest niesprawiedliwe. Żaden obrońca demokracji nigdy nie twierdził, że głupota lub ignorancja są same w sobie cnotami. Ale prawdą jest, że demokracja nie dyskryminuje ze względu na brak wiedzy. Uważa, że umiejętność inteligentnego myślenia o trudnych pytaniach jest kwestią drugorzędną. Najważniejsze jest, czy dana osoba ma wpływ na wynik. Demokracja wymaga jedynie, aby wyborcy byli na tyle długo, by cierpieć z powodu własnych błędów.
Pytanie, które stawia epistokracja, brzmi: dlaczego nie dyskryminujemy na podstawie wiedzy? Co jest takiego specjalnego w umożliwieniu wszystkim wzięcia udziału? Za tym kryje się intuicyjnie pociągająca myśl, że zamiast żyć z naszymi błędami, powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby im zapobiec - to nie ma znaczenia, kto musi wziąć na siebie odpowiedzialność.
Ten argument istnieje już od ponad X lat. Przez większość tego czasu traktowano to bardzo poważnie. Do końca 2,000X wieku panował konsensus, że demokracja jest zwykle złym pomysłem: zbyt ryzykowne jest oddanie władzy w ręce ludzi, którzy nie wiedzą, co robią. Oczywiście był to tylko konsensus wśród intelektualistów. Nie wiemy, co zwykli ludzie myślą o tym pytaniu. Nikt ich nie pytał.
W ciągu 20 wieku konsensus intelektualny został odwrócony. Demokracja stała się domyślnym warunkiem polityki, a jej zalety znacznie przewyższają jej słabości. Teraz wydarzenia 21st wieku ożywiły niektóre pierwotne wątpliwości. Demokracje wydają się obecnie robić dość głupie rzeczy. Być może nikt nie będzie w stanie żyć ze swoimi błędami. W epoce Trumpa, zmian klimatu i broni nuklearnej epistokracja znów ma zęby.
Dlaczego więc nie przywiązujemy większej wagi do poglądów osób najlepiej wykwalifikowanych do oceny, co robić? Przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie należy odróżnić epistokrację od czegoś, z czym często się myli: technokracji. Oni są różni. Epistokracja oznacza rządzenie przez ludzi, którzy wiedzą najlepiej. Technokracja jest rządzona przez mechaników i inżynierów. Technokratem jest ktoś, kto rozumie, jak działa maszyna.
W listopadzie 2011 grecka demokracja została zawieszona, a wybrany rząd zastąpiony przez gabinet ekspertów, której zadaniem jest ustabilizowanie zapaści greckiej gospodarki przed nowymi wyborami. Był to eksperyment w technokracji, jednak nie epistokracja. Inżynierami w tym przypadku byli ekonomiści. Nawet wysoko wykwalifikowani ekonomiści często nie mają pojęcia, co najlepiej zrobić. Wiedzą, jak obsługiwać złożony system, który odegrał kluczową rolę w budowie - pod warunkiem, że zachowuje się tak, jak powinien. Technokraci to ludzie, którzy rozumieją, co jest najlepsze dla maszyny. Ale utrzymanie maszyny może być najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić. Technokraci nie pomogą w tym pytaniu.
Zarówno demokracja przedstawicielska, jak i pragmatyczny autorytaryzm mają dużo miejsca na technokrację. Coraz częściej każdy system przekazuje zdolność decyzyjną w ręce specjalnie przeszkolonych ekspertów, szczególnie w kwestiach ekonomicznych. Bankierzy centralni posiadają znaczącą władzę w wielu różnych systemach politycznych na całym świecie. Z tego powodu technokracja nie jest tak naprawdę alternatywą dla demokracji. Podobnie jak populizm, jest to raczej dodatek. Tym, co wyróżnia epistokrację, jest to, że priorytetem jest „właściwa” decyzja nad technicznie poprawną decyzją. Stara się ustalić, dokąd powinniśmy zmierzać. Technokrat może nam tylko powiedzieć, jak się tam dostać.