Na wydarzeniu UnHerd zeszłej nocy felietonistka Mary Harrington i etyk SI z Uniwersytetu Oksfordzkiego Elise Bohan, autorka Przyszły nadczłowiek, zebrali się, aby omówić transhumanizm — ideę, że ludzkie ograniczenia, takie jak długowieczność i zdolności poznawcze, można cofnąć za pomocą technologii. Czy to utopijna wizja lepszej przyszłości, czy dystopijny koszmar? Poniżej, uwagi otwierające Mary są publikowane w całości:
Mam nadzieję, że ogólnie rzecz biorąc, Elise zgodzi się z moją roboczą definicją transhumanizmu. Światopogląd, w którym „natura ludzka” nie ma specjalnego statusu kulturowego ani politycznego. I w którym jest nie tylko uzasadnione, ale i moralnie konieczne wykorzystanie technologii — zwłaszcza biotechnologii — w celu poprawy tej natury.
Kiedy mówimy o transhumanizmie, pojawia się pokusa przedstawienia go jako ekscytującej (lub przerażającej) możliwej przyszłości, ale w każdym razie takiej, która tak naprawdę jeszcze się nie wydarzyła.
Innym punktem, co do którego mam nadzieję, że Elise i ja zgodzimy się, jest to, że jest to niewłaściwy sposób patrzenia na to. Transhumanizm już tu jest. W rzeczywistości jest tak dobrze ugruntowany, że prawdopodobnie nie ma sensu debatować nad jego zaletami i wadami. A więc: gratulacje, Elise. Twoja strona już wygrała. Koniec debaty, wszyscy możemy iść się napić.
Żartuję, oczywiście. Jest o czym mówić! Nie mniej ważne, co możemy wywnioskować z tego, jak daleko potoczyła się era transhumanizmu.
Ta era rozpoczęła się w połowie XX wieku wraz z innowacją biomedyczną, która radykalnie zmieniła to, czym jest bycie człowiekiem w ludzkim porządku społecznym: technologią reprodukcyjną.
Pigułka była pierwszą technologią transhumanistyczną: jej celem nie było naprawienie czegoś, co było nie tak z „normalną” ludzką fizjologią — w dotychczasowym znaczeniu medycyny poprawiającej stan zdrowia — ale zamiast tego wprowadziła zupełnie nowy paradygmat. Postanowił przerwać normalność w interesie wolności jednostki.
W pewnym momencie w Przyszły nadczłowiek Elise zauważa, że zadeklarowane transhumanistyczne kobiety są rzadsze niż mężczyźni. Postuluje (parafrazuję), że dzieje się tak, ponieważ mężczyźni są zazwyczaj bardziej abstrakcyjnymi, systemowymi myślicielami.
Ale powiedziałbym, że wręcz przeciwnie, powodem, dla którego kobiety transhumanistyczne wydają się tak rzadkie, jest to, że są tak powszechne, że nie można ich postrzegać jako transhumanistki.
Niemal każda dorosła kobieta w krajach rozwiniętych pośrednio zaakceptowała przekonanie, że w pełni dorosła kobieca osobowość jest strukturalnie zależna od technologii, które zakłócają normalną kobiecą płodność. I zgodnie z definicją, od której zacząłem, prawie każda dorosła kobieta w rozwiniętym świecie jest transhumanistką.
Jak więc przebiega era transhumanizmu? Pigułka została zalegalizowana w 1960 roku w Ameryce i 1961 roku w Wielkiej Brytanii. Mamy więc ponad sześćdziesięcioletnie dane na temat tego, jak transhumanistyczna praktyka ma się do transhumanistycznej teorii.
Sugeruję, abyśmy mogli wywnioskować z dotychczasowej historii w tym przypadku, że próba przeprojektowania naszej fizjologii - naszej natury, jeśli wolisz - w interesie wolności, postępu lub jakiejkolwiek innej nazwy, którą dasz utopii, nie zapewnia ta utopia.
A raczej tak, w pewnym sensie. Ale ta utopia pojawia się asymetrycznie, w zależności od tego, gdzie siedzisz w hierarchii społeczno-ekonomicznej. A tam, gdzie technologia jest wykorzystywana do „wyzwolenia” nas z tego rodzaju danych – takich jak normalna płodność kobiet – które wcześniej były pragmatycznie zarządzane przez normy społeczne lub prawne, tym, co ją zastępuje, nie jest ludzka „osoba” wolna od „natury”. ale rynek, na którym ta „natura” staje się zbiorem problemów związanych z podażą i popytem.
W przypadku seksu transhumanistyczna rewolucja pigułek nie przyniosła (jak wyobrażała to sobie feministka Shulamith Firestone) polimorficznego wyzwolenia ludzkiej seksualności. Albo tak, ale pod szyldem handlu. Mamy tak zwany „rynek seksualny”, na którym normatywne asymetrie w preferencjach kojarzenia samców i samic pojawiają się ponownie w postaci kreskówek, jako możliwości rynkowe lub jako strategiczne słabości, które można wykorzystać w walce o osobiste korzyści. Lub, po prostu, jako towary do kupna, sprzedaży lub eksploatacji.
Tymczasem, jeśli osoby na szczycie łańcucha pokarmowego są względnie dobrze przygotowane do prosperowania na tym „rynku”, osoby na dole – osoby zubożałe, rasistowskie, będące ofiarami handlu ludźmi lub w inny sposób podatne na zagrożenia, zwłaszcza kobiety – mają znacznie większe prawdopodobieństwo, że same staną się towarami .
Argumentowałbym dalej, że ta sama logika będzie prawdopodobnie obowiązywać w przypadku każdego innego ucieleśnionego ograniczenia, które zniszczysz za pomocą biotechnologii. Przewiduję, że jeśli znajdziemy „lekarstwo” na starzenie się, nie będzie ono powszechnie dostępne. Będzie to zbyt drogie i będzie służyło przede wszystkim jako narzędzie do dalszej konsolidacji bogactwa i władzy.
Być może będzie to wymagało pobrania tkanki od innych. Branża płodności ma już dobrze prosperujący rynek gamet lub „usług reprodukcyjnych” lub wynajmu cudzej macicy. Ale jak dotąd to nie bogaci, dobrze ustosunkowani ludzie sprzedają się w ten sposób. Prowadzone są już badania nad transfuzjami krwi jako leczeniem przeciwstarzeniowym i możesz być pewien, że jeśli to się rozkwitnie, to bogaci ludzie również nie będą sprzedawać swojego osocza.
Trzeba być szalonym optymistą, by sądzić, że możemy beztrosko sprzedawać coraz większe obszary naszego ucieleśnionego ja bez otwierania nowych perspektyw dla klasowej asymetrii i wyzysku. I nie ma sensu argumentować, że będziemy dobrze chronieni przed takimi zagrożeniami przez moralne zabezpieczenia. Ponieważ sam transhumanizm wymaga totalnego ataku na humanistyczną antropologię, która leży u podstaw tych gwarancji moralnych.
Nie można mieć transhumanizmu bez odrzucania humanizmu. A jeśli ludzie są po prostu „małpimi workami na mięso”, jak opisuje Elise, pilnie potrzebującymi modernizacji, to jaki możemy mieć powód, by sprzeciwiać się rynkowi ludzkich narządów? Albo dzieciobójstwo? Lub genetycznie zmodyfikować masy, aby były bardziej posłuszne? Wszystko to jest odrażające tylko wtedy, gdy przeciwstawia się antropologii humanistycznej.
Więc jeśli atakujesz tę antropologię w imię humanistycznych wartości (takich jak wolność, życzliwość lub godne życie), twierdzę, że jest mało prawdopodobne, aby twój projekt zadziałał tak, jak tego oczekujesz.
W sumie więc. Weszliśmy już dobrze w erę transhumanizmu. Ale dotychczasowa historia sugeruje, że daleko od dostarczania utopii, to, co w większości zapewnia, to utowarowienie ludzkiego ciała, które nieproporcjonalnie przynosi korzyści tym, którzy już mają władzę i przywileje.
Nie sądzę, żebyśmy mogli włożyć to z powrotem do pudełka. Ale moim zdaniem właściwą reakcją na tę epokę nie jest przyspieszenie, ale podwójny opór. Po pierwsze, zachowując humanistyczną antropologię, wbrew wszystkim tym, którzy obecnie podcinają gałąź, na której siedzimy. A po drugie, w energicznej obronie tych, którzy nie mają władzy, teraz coraz bardziej na ostrym końcu nieuznanej polityki klasowej biotechnologii. Dziękuję.
[…] Przeczytaj oryginalny artykuł […]
[…] Czy era transhumanizmu już nastała? […]
Już widziałem. Zobacz cudowną rockową piosenkę Zagera i Evansa w roku 2525 https://www.youtube.com/watch?v=zKQfxi8V5FA
Albo przeczytaj „Ta ohydna siła” CS Lewisa
[...] https://www.technocracy.news/is-the-transhumanist-era-is-already-here/ [...]