Uwaga TN: USA postępują zgodnie ze zmianami klimatu, jakby wszystko było po prostu cudowne, ale nie może to być dalsze od prawdy. Trzeci świat cofa się i to mocno! Kiedy wyciekły projekty dokumentów ze szczytu ONZ w Paryżu, niektóre narody 130 natychmiast się zawiodły. Globalna elita, która popiera zmiany klimatu i zrównoważony rozwój, musi się pocić, co może się zdarzyć w Paryżu na początku grudnia.
Nie wiedzielibyście tego po radosnym spinie emanującym z Gabinetu Owalnego, ale rewolta Trzeciego Świata w Bonn w Niemczech w tym tygodniu prawie wykoleiła paryskie negocjacje klimatyczne w listopadzie. Chociaż na razie pokój został przywrócony, stało się to tylko dzięki rozwikłaniu tej fundamentalnej zagadki: świat może albo zapobiec katastrofie klimatycznej, albo szukać „sprawiedliwości klimatycznej”, a nie jedno i drugie.
Bunt wybuchł, gdy 130 krajów rozwijających się, w tym Indie i Chiny, zauważyło, że w projekcie planu działania, który ma służyć jako plan dla negocjacji paryskich, pominięto ich najważniejsze warunki dotyczące „uczciwości i finansowania” ostatecznego porozumienia - w innych słów, kto weźmie odpowiedzialność za ocieplenie, a kto powinien zapłacić za jego ograniczenie? Delegacja RPA potępiła zaniedbanie jako „apartheid”, który będzie karał biedne kraje za grzechy bogatych.
Ma rację.
Negocjacje paryskie mają być matką wszystkich negocjacji klimatycznych. Został zwołany, aby nałożyć wiążące redukcje emisji na wszystkie kraje - nie tylko na Zachód, jak to miało miejsce w przypadku protokołu z Kioto z 1995 roku - w celu utrzymania globalnego wzrostu temperatury nie więcej niż 2 stopnie Celsjusza w stosunku do poziomu sprzed epoki przemysłowej. W tym celu każdy kraj został poproszony o przedłożenie własnego planu redukcji w dobrej wierze, który zawiera zarówno informacje o tym, jak bardzo ograniczy emisje, jak i plan dotarcia do tego celu. Po sfinalizowaniu po przeglądzie w Paryżu plany będą prawnie wiążące - choć nikt nie wie, jak dokładnie będą egzekwowane.
Pomijając to, negocjacje sprowadzą się do zasadniczego pytania: o ile każdy kraj powinien obniżyć koszty, a zatem czyja idea „sprawiedliwości klimatycznej”, jak określił ją premier Indii Narenda Modi, powinna zwyciężyć?
Wszystkie kwestie wymagające zbiorowego działania, zwłaszcza w skali globalnej, są trudne do rozwiązania, ponieważ borykają się z problemem „free-rider”, tj. Niektóre strony starają się czerpać korzyści z „dobra wspólnego”, nie dążąc do tego. Ale, jak zauważa Oren Cass, analityk Manhattan Institute, walka ze zmianami klimatycznymi jest szczególnie dokuczliwym problemem, ponieważ indywidualne koszty dla każdego kraju, zwłaszcza krajów Trzeciego Świata, będą natychmiastowe i ogromne - a korzyści odległe i niepewne. Pogląd, że redukcja emisji może się opłacić zwiększoną efektywnością energetyczną, jest w najlepszym przypadku fantazyjna, aw najgorszym kłamstwem.
Nie ma obecnie dostępnych niskoemisyjnych technologii energetycznych, które mogłyby utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, którego te kraje potrzebują, aby wydobyć swoje społeczeństwo ze skrajnego ubóstwa, nie mówiąc już o oferowaniu zachodnich standardów życia za coś przypominającego przystępną cenę. Ponad 300 milionów Hindusów nadal żyje poniżej progu ubóstwa, zarabiając mniej niż 1 dolara dziennie. Zużycie energii na mieszkańca w Indiach jest 15 razy mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych. Indie muszą nadal zwiększać swoje zużycie energii - a tym samym emisje dwutlenku węgla - przez co najmniej kolejne dwie dekady, aby wyeliminować skrajne ubóstwo, dlatego też ich plan redukcji zobowiązuje się jedynie do obniżenia „intensywności emisji” - wskaźnika emisji wyrażonego jako procent GPD - a nie same emisje.
Przeczytaj całą historię tutaj…