To prosty fakt, że wspólne przejazdy zwiększają natężenie ruchu, ale rozwiązanie tego problemu jest mniej czarne i białe. Część wyzwań polega na tym, że decydenci związali swoje ręce, jeśli chodzi o regulacje.
Ogromną popularność Uber i Lyft zawdzięczają funkcjom przyjaznym dla klientów, takim jak krótkie czasy oczekiwania, niskie ceny biletów oraz wygoda przywoływania taksówki i płacenia smartfonem.
Ale z tymi cnotami wiążą się liczne wady, z którymi zmagają się urzędnicy stanowi i lokalni.
Ostatnie badania wykazały, że kiedy Uber i Lyft wchodzą na rynek, ich floty są bardziej zanieczyszczający niż samochody średnio przyczyniają się do więcej zatorów w ruchu drogowym szczególnie w centralnych miastach podważać systemy transportu publicznego i zdewastować lokalny przemysł taksówkarski. Firmy zajmujące się przywoływaniem pojazdów twierdzą, że niektóre badania doszły do przeciwnych wniosków lub że skutki te przeważają nad korzyściami, jakie przynoszą na lokalnych rynkach transportowych.
Jednak rządowym regulatorom trudno było zwalczyć te problemy, częściowo dlatego, że związali sobie ręce.
„Pozwoliliśmy im robić, co chcą” - powiedział mi Paul Koretz, radny z Los Angeles, który był zaniepokojony wpływem tych firm na usługi taksówkarskie.
Problem jest szczególnie dotkliwy w Kalifornii, gdzie Komisja ds. Usług Publicznych podjęła w 2013 r. Inicjatywę stworzenia odrębnego systemu regulacyjnego dla branży powożącej, sklasyfikowanej jako „przedsiębiorstwa sieci transportowej”.
Zapobiegało to lokalnym inicjatywom mającym na celu wyrównanie przepisów dotyczących przywoływania pojazdów z przepisami dotyczącymi taksówek. Cabdriverzy są na ogół poddawani bardziej rygorystycznym kontrolom w tle i kontroli pojazdów niż kierowcy przywoływani na przejażdżkę.
Ale PUC miał trudności z nadzorowaniem nowej branży, jak powiedział później przewodniczący Komisji Michael Picker, który objął urząd po akcji PUC, nazywając regulacje dotyczące jazdy gradowej nie „czymś, co możemy robić skutecznie".
Przyjrzyjmy się kluczowym skutkom, z którymi borykają się władze stanowe i lokalne, gdy Uber, Lyft i inne tego typu usługi pojawiają się na ich rynkach.
Zacznij od zatorów. Badanie Gregory D. Erhardta i współpracowników z University of Kentucky we współpracy z miastem San Francisco wykazało, że średnia prędkość w mieście spadła do 22.2 mil na godzinę w 2016 r. z 25.6 mil na godzinę w 2010 r., a „godziny opóźnienia pojazdów” wzrosły w tym okresie o 63%.
Chociaż niezliczone czynniki przyczyniły się do tej zmiany, w tym wzrost liczby ludności i zatrudnienia, naukowcy obwinili ją przede wszystkim o wejście na rynek firm oferujących przejazdy. Najgorszy wzrost zatorów miał miejsce w centralnej dzielnicy biznesowej, gdzie dominowały usługi Uber, Lyft i inne.
Odkryli, że większość podróży w ramach tych usług „polega na dodawaniu nowych samochodów na drogach”. Ponadto większość kierowców gradowych mieszkała poza San Francisco, więc ich dojazd do miasta był kolejnym czynnikiem.
Podobny trend pojawił się w Nowym Jorku, gdzie Uber, Lyft i inne usługi oparte na aplikacjach dodały 50,000 XNUMX pojazdów do dróg, zgodnie z badanie przeprowadzone przez konsultanta ds. transportu Bruce'a Schallera.
Pojawieniu się usług wzywających jeźdźców do miasta zazwyczaj towarzyszy spadek transportu zbiorowego. Studia jeździectwa w transporcie publicznym w dużych miastach opublikowany w zeszłym roku przez zespół Erhardta stwierdził, że po pojawieniu się usług na rynku, liczba pasażerów kolei spada średnio o 1.3%, a autobusów o 1.7%.
Naukowcy odkryli, że efekt „narasta z każdym mijającym rokiem” do tego stopnia, że nawet znacząca rozbudowa systemów tranzytowych nie wystarczy, aby odwrócić spadek; po ośmiu latach systemy tranzytowe musiałyby zwiększyć zakres usług o 25%, aby nie dopuścić do spadku liczby pasażerów. „Agencje tranzytowe walczą bitwa pod górę," oni napisali.